Prokuratura sprawdza czy podrobiono dokumenty o szkoleniach BHP dwóm robotnikom, którzy zginęli na budowie początkiem grudnia b.r. Obaj pracownicy zostali dopisani do listy przeszkolonych już po swojej śmierci.

Do wypadku doszło 1 grudnia 2009, kiedy to z wysokości ok. 20 m spadł kosz montażowy, w którym byli robotnicy. Wypadek zakończył się ich tragiczną śmiercią. Początkowo o niedopatrzenie oskarżony był operator dźwigu, na którym zawieszony był kosz. Jednak Inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy, którzy w styczniu wkroczyli na teren stadionu (zobacz „Nieznajomość języka przyczyną śmierci robotników”), wykryli szereg nieprawidłowości. Nie było odpowiedniego nadzoru przy montowaniu kosza do żurawia, operator nie miał uprawnień do obsługi takiego urządzenia, a robotnicy nie mieli aktualnych badań lekarskich zezwalających na pracę na wysokościach. Teraz jeszcze wyszła sprawa dopisania dwóch pracowników do listy szkoleń BHP już po ich śmierci.

Zawiadomienie o możliwym popełnieniu przestępstwa złożyli do prokuratury pracownicy budowy, którzy zajmują się nadzorowaniem przestrzegania zasad BHP. Zgłosili również dalsze informacje związane z łamaniem przepisów przez władzę stadionu.

Większość pracowników budowy jest zatrudniona przez firmy podwykonawcze. Na tym największym placu budowy w Polsce codziennie pracuje ok. 1030 robotników. Niezwykle ciężko jest więc skontrolować taką rzeszę ludzi.

Prokuratura ciągle prowadzi śledztwo. Do tej pory nikomu nie postawiono żadnych zarzutów.